Zespół, który powstaje w Polonii przerasta piłkarsko rywali o jedną klasę. Do tego przychodzi codzienna, bardzo żmudna praca na treningach. Taka harówka przynosi efekt – o przygotowaniach do sezonu i nie tylko mówi obrońca „Czarnych Koszul” Damian Maleszyk.
Jest godzina 17, trener Piotr Dziewicki przed naszą rozmową spytał się ciebie, czy się wyspałeś? Skąd ten żart?
– To nie żart ani żadna złośliwość. Pracuję w zaopatrzeniu.Wstaję prawie codziennie o 4 albo 5 rano. Jadę na giełdę spożywczą lub do hurtowni, potem robię dostawy do sklepów, przedszkoli. Wracam do domu, coś tam zjem i kładę się spać. Potem obiad, trochę odpoczynku, nauka i idę na trening. W weekendy mecze, a po nich wsiadam w busa i jadę na uczelnię, do Lublina. Taki zazwyczaj mam rozkład tygodnia.
Zawsze na pierwszym miejscu była i jest dla mnie gra w piłkę, treningi, przygotowania meczowe. Muszę jednak wynająć w Warszawie mieszkanie, opłacić studia. Aby to wszystko pogodzić i żyć na poziomie muszę się tak poświęcać, ale to można zrobić, jeśli tylko się bardzo czegoś chce. Ja chcę.
Konieczna jest też pomoc życzliwych ludzi. W Polonii mogę liczyć na trenerów, dyrektora sportowego. Oni widzą, że mimo napiętego harmonogramu nie odpuszczam żadnego treningu i wspierają mnie. Na uczelni pomagają mi wykładowcy, ja im się odwdzięczam tym, że gram w uczelnianym zespole, który nieźle wypada w Akademickich Mistrzostwach Polski. Pomaga mi też dziewczyna.
Co studiujesz?
– Wychowanie fizyczne na Wyższej Szkole Społeczno-Przyrodniczej, jestem na trzecim roku, robię licencjat.
Jaki jest temat twojej pracy?
– Dotyczy oczywiście piłki nożnej, a brzmi: „Wpływ alkoholu i środków odurzających na zdrowie piłkarzy”.
I jaki jest ten wpływ?
– Każdy rozsądny człowiek wie, że negatywny. Oczywiście wiadomo, że można czasami po meczu piwko sobie wypić, po zakończeniu sezonu może dwa. Ale lepiej, żeby sportowcy w ogóle alkoholu unikali. Dla narkotyków zupełnie nie ma tolerancji. To chyba jest oczywiste.
Nie mógł pan sobie ułatwić życia i grać w którymś z klubów Lubelszczyzny?
– Pochodzę z Lubartowa, tam w Lewarcie zaczynałem karierę. Byłem przez moment w Górniku Łęczna, ale wtedy, kiedy grali tam na stoperze: Paweł Magdoń, Veljko Nikitović, Dawid Sołdecki, Benevente. Byłem piąty w kolejce do gry, zagrałem mecz w Pucharze Polski, to wszystko. To była zresztą mocna drużyna w której występował wtedy również Prejuce Nakoulma.
Już przed Górnikiem znalazłem się w Polonii, w zespole Młodej Ekstraklasy prowadzonym przez trenera Libora Palę.
Wygrałeś jeden z konkursów organizowanych przez Palę?
– W Polonii był już wtedy Dominik Budzyński, tak jak ja pochodzący z Lubartowa. On zadzwonił do mnie i powiedział, że potrzebny jest środkowy obrońca. Przyjechałem na testy w poniedziałek, odbyłem jeden trening i zaproponowano mi kolejny. We wtorek rozegrałem sparing z Pogonią Siedlce. Trener Pala powiedział mi, żebym wrócił do domu, zabrał rzeczy, bo jestem powołany na zgrupowanie do Czech.
To była bardzo silna drużyna Polonii, jeśli się dziś popatrzy na jej skład.
– Grali w niej Paweł Wszołek (dziś Sampdoria Genua), Łukasz Teodorczyk (Lech Poznań), Adam Pazio (Lechia Gdańsk), Rafał Zambrowski (Dolcan Ząbki), Dominik Budzyński (Miedź Legnica), Tomasz Wełna (Cracovia), Łukasz Skowron (Jagiellonia i Radomiak), Sebastian Olczak (Znicz Pruszków), piłkarze, którzy teraz do nas wrócili: Dominik Lemanek i Mateusz Gliński. Pamiętam też, że zagrałem jeden mecz, tworząc parę środkowych obrońców z obecnym naszym trenerem Piotrem Dziewickim. Został wtedy – na mecz z Bełchatowem – przesunięty do nas z pierwszej drużyny.
Czy to było niemożliwe przebić się wtedy do zespołu ekstraklasy Polonii?
– Jak widać tak. Konkurencja była ogromna. Wtedy Józef Wojciechowski kupował do drużyny drogich zawodników, którzy musieli grać. Widocznie tak musiało być, skoro nie udało mi się tez wygrać rywalizacji w pierwszoligowym Górniku Łęczna.
Dziś gra pan w czwartoligowej Polonii. Kto pana do tego namówił?
– Ofera wyszła od dyrektora Pawła Olczaka, niemal zaraz po tej nieszczęsnej degradacji Polonii. Dyrektor był wcześniej kierownikiem drużyny w zespole Młodej Ekstraklasy i trenerem bramkarzy. Znaliśmy się. Piotr Dziewicki też mnie przecież pamiętał. Nie wahałem się, bo pomóc takiemu klubowi w odrodzeniu, to wyróżnienie. Chciałem w tym uczestniczyć.
Jesteś jednym z nielicznych piłkarzy z obecnej kadry, który widział to, jak przygotowywał się do poprzedniej rundy ten zespół i jak to wygląda obecnie. Możesz to porównać?
– Teraz to wszystko się uspokoiło, lato ubiegłego roku to był strasznie ciężki czas dla Polonii. Wszystko działo się z dnia na dzień, drużyna tworzyła się spontanicznie. Trenerzy robili, co mogli, testowali kogo się dało, zwoływali castingi. Przychodzili do nas różni zawodnicy, również tacy, którzy nie potrafili zażonglować. Polonia przyciągała. Ostatecznie powstała drużyna oparta głównmie na tych zawodnikach, co kiedyś grali w Polonii czy to w drużynie Młodej Ekstraklasy, w juniorach, czy w ekstraklasie jak Jacek Kosmalski. Pojawili się też młodzi z ambicjami.
A jak to wygląda obecnie?
– Inaczej, zupełnie inaczej. Przyszło wielu doświadczonych zawodników: Mariusz Ujek, Dominik Lemanek, Mateusz Gliński, Adrian Ligienza, Adam Grzybowski, Dawid Klepczyński, Mateusz Sołtys. Okres przygotowawczy wygląda normalnie, spokojnie i uczciwie pracujemy. Pół roku temu nie mieliśmy w zasadzie okresu przygotowawczego.
Ale dla was piłkarzy, którzy tu już byli, nie jest to dobra sytuacja. W zespole panuje większa konkurencja.
– Każdy więc musi z siebie dać wszystko, pokazać, że jest lepszy na swojej pozycji. Z drugiej strony tworzymy kolektyw, jesteśmy zgraną grupą, rozumiemy też, że gdy kolega może wypaść z gry z powodu kontuzji, kartek, to ja wchodzę na jego miejsce i mogę pokazać się trenerowi i zostać w jedenastce na dłużej. Najważniejsze, że powstała w Polonii kadra ponad 20 piłkarzy grających na równym poziomie, wcześniej pod tym względem różnice były zbyt wielkie. To wpływa na nas mobilizująco.
Uważasz, że osiągnęliście jesienią dobry wynik ze względu na sytuację, jaka panowała w klubie przed sezonem. Do lidera tracicie pięć punktów.
– Jeżeli ktoś sobie uzmysłowi, jak ta drużyna była tworzona nie będzie mówił, że to słaby rezultat. Piłkarze byli brani z doskoku, zgrywaliśmy się. Brakowało nam doświadczonych zawodników. Po 30-tce byli Jacek Kosmalski i Paweł Błesznowski, 27 lat miał Nazar Litun, a reszta to piłkarze z roczników 1991 i młodsi. Wielu z nich nie grało w seniorskiej piłce.
Mimo to po rundzie straciliśmy do Bugu Wyszków tylko dwa punkty. Szkoda, że rozegraliśmy jeden mecz z rundy wiosennej, z Wisłą Płock i przegraliśmy go. Dziś jesteśmy o wiele silniejsi i sądzę, że spotkanie w Płocku wyglądałoby zupełnie inaczej.
Odrobicie wiosną stratę do Bugu i Ciechanowa?
– Ten zespół, który powstaje w Polonii przerasta piłkarsko rywali o jedną klasę. Do tego przychodzi codzienna, bardzo żmudna praca na treningach. Wiem z wcześniejszego doświadczenia, że taka harówka przynosi efekt. Każdy z nas psychicznie w głowie nastawił się na to, że wygramy ligę, wyznaczył sobie taki cel. Wszyscy w drużynie chcemy dać Polonii ten upragniony awans.