W ciągu ostatnich miesięcy kibice Polonii z pewnością nie mogli narzekać na nudę. Pomimo tego, że w klubie dzieję się naprawdę wiele, chcielibyśmy rozpocząć na naszej nowej stronie internetowej pewien cykl. Będzie to, typowe „Wstecz Story”, w którym będziemy wspominać to, co działo się na w ubiegłych latach.
Pisząc ten artykuł mam przed oczami grudniowe wydanie gazety „Polonia Ole!” z 2007 roku. Zespół „Czarnych Koszul” zakończył akurat niedawno jesienną część zmagań na -jeszcze wtedy- drugoligowych boiskach. Na temat zakończonej niedawno Rundy, oraz planów na przyszłość postanowił wypowiedzieć się Prezes Józef Wojciechowski. Oto fragmenty tego wywiadu:
Zatrudnienie Dariusza Wdowczyka to powrót do czasów gdy Polonia zdobyła Mistrzostwo Polski? Zamierza Pan powtórzyć tę drogę?
Mam taką nadzieję, przecież po to są organizowane rozgrywki. Nie po to chcemy wejść do Ekstraklasy, żeby tam przegrywać mecze. A że można wygrywać, to już wiemy, chociażby po dzisiejszym meczu z wiceliderem ligi Koroną Kielce. Trener Wdowczyk jest cenionym fachowcem, ma opinię specjalisty, więc liczymy na niego.
To jaki cel stawiacie sobie w tym sezonie?
Cel jest jeden… Ekstraklasa.
Jaką rolę pełni sport w Pana życiu?
Dla mnie sport jest rzeczą ważną. Sam uprawiam dużo sportu i dzięki temu czuję się doskonale. Jestem zdrowy, na nic nie narzekam, a trochę już lat przeżyłem. Prawda jest taka, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Do uprawiania sportu, ale też do kibicowania Polonii zachęcałbym wszystkich.
Zgadza się. Cel był jeden. Tylko niestety Pan Wojciechowski przekonał się, że do celu nie zawsze idzie się po trupach, a najbardziej na tym wszystkim ucierpiała Polonia i jej kibice. I niestety trzeba tutaj napisać, że jeśli sentencja „W zdrowym Ciele Zdrowy Duch” jest prawdziwa, to Duch pana JW nie świadczy o jego zdrowym ciele…
Prezes Wojciechowski wspomniał o osobie Dariusza Wdowczyka. Na następnej stronie „Polonii Ole” mamy kolejny smaczek – wywiad z tym trenerem.
Szkoleniowiec najpierw wspomina stare czasy:
Jesienią 2000 odszedł Pan z Polonii z własnej woli. Taka sytuacja rzadko zdarza się w polskiej piłce. Jaki był powód tej decyzji?
Po zdobyciu przez nas Mistrzostwa Polski wszyscy oczekiwali że powtózymy ten sukces, a to zwykle bywa trudne. Coś zaczęło się nagle psuć, były zaległości finansowe wobec zawodników. Przyszły słabsze wyniki. Ówczesny Prezes, Pan Janusz Romanowski namawiał mnie bym walczył dalej, lecz choć wiedziałem, że mogę liczyć na jego wsparcie, zabrakło mi siły. To były moje pierwsze niepowodzenia jako Trenera, nie znałem wcześniej smaku porażki, więc chyba nie potrafiłem sobie z nią wtedy poradzić. Dalsze lata pracy nauczyły mnie, że nie da się ciągle tylko wygrywać, że z porażki można wyciągnąć wiele konstruktywnych wniosków. Do tego trzeba jednak doświadczenia i dojrzałości, której mi wtedy zabrakło.
Presja na zespół jest ogromna. Właściciel zapowiada zaprzestanie finansowania klubu w przypadku braku awansu. Czy taka odpowiedzialność nie spęta nóg piłkarzom?
Wolałbym, żeby nie było aż takiej presji, bo to obciążenie przede wszystkim dla mnie. Z drugiej strony rozumiem Pana Wojciechowskiego. Rozmawiałem z nim kilka razy i wiem, że chce czerpać z gry Polonii przyjemność i satysfakcję ze zwycięstw. Ma do tego pełno prawo.
Patrząc na to jak potoczyły się późniejsze losy obu Panów wywiady czyta się z wielkim uśmiechem na twarzy. Wdowczyk nie wywalczył Ekstraklasy. Nie dość, że zespół grał poniżej oczekiwań, to w dodatku jego Trener został aresztowany. Aktualnie szkoleniowec próbuje wrócić do wielkiej piłki. Z kolei Wojciechowski najpierw kupił licencję, potem zmieniając co tydzień koncepcję budowy zespołu zrobił zarówno piłkarzom jak i kibicom wodę z mózgu tylko po to, żeby na końcu pozbyć się Polonii.
Mnóstwo ciekawostek i materiałów znalazłem także w wydaniu naszej klubowej gazety z grudnia 2003 roku. Otóż oprócz dużego wywiadu z piłkarzem Piotrem Dziewickim (fragmenty już w następnym tygodniu) i informacji o planach przejęcia klubu przez -jeszcze wtedy- Grzegorza (a nie Gregorego) Popielarza wzrok przyciąga tekst dotyczący polonijnych Orlików, którymi 10 lat temu był zespół stworzony z piłkarzy urodzonych w 1993 roku. „Czarne Koszulki” cechowałą zabójcza skuteczność. Stosunek bramek lidera tabeli wynosił 73:4. W zespole Trenera Pawła Paradowskiego występowało naprawdę wielu kapitalnych goleadorów, jednak wszystkich bił na głowę… Patryk Mikita. Aż 19 goli w rundzie jesiennej było jego autorstwa. Na zdjęciach mały, ubrany w czarny trykot, Patryczek wygląda na szczęśliwego. Skąd więc decyzja o tak drastycznej zmianie barw? Nie wnikamy i wracamy do przeglądania kolejnych archiwów prasowych.