– Chciał, żeby jego ostatnia droga prowadziła przez Polonię. Takie było życzenie Wojtka, a ostatnią wolę wypada spełnić – mówi przyjaciel zmarłego dziś w nocy byłego piłkarza Polonii Wojciecha Krupy, Stanisław Mróz.
Grał w Polonii od dziecka. Tylko na czas służby wojskowej zmienił barwy klubowe, przeszedł do Lublinianki. Po zakończeniu kariery nie opuścił „Czarnych Koszul”. Był niemal na każdym meczu i kiedy tylko czas na to mu pozwalał, pojawiał się na Konwiktorskiej. Nabożeństwo żałobne odbędzie się w kościele murowanym na Cmentarzu Bródnowskim dnia 1 kwietnia o godz. 12.30.
Zmarłego Wojciecha Krupę wspominają ludzie Polonii.
Jerzy Piekarzewski, honorowy prezes Polonii
Od trampkarza był związany z Polonią. Chłopak z Grochowa, chodziliśmy do tej samej szkoły na Siennickiej. Pamiętam jeden z jego pierwszych meczów. Graliśmy o wejście do II ligi z Warszawianką na Legii. Na stadionie było 25 tys. widzów.
Przeuroczy człowiek, koleżeński. Jeśli trzeba było coś załatwić dla Polonii, zawsze pomagał. To taki dobry duch Polonii, stale obecny w klubie.
Piotr Dziewicki, obecny trener Polonii
Znaliśmy się od ponad 15 lat. Pan Wojtek pamiętał mnie jeszcze jako młodego chłopaka, kiedy przyszedłem z Milanu Milanówek. Darzyłem go wielkim szacunkiem, choć często bywał krytyczny, to jednak jak człowiek później przemyślał jego uwagi, to okazywały się one trafne. To wielka strata dla polonijnego środowiska. Wierzę w to, że będzie nam z góry nadal kibicował.
Stanisław Kralczyński, były piłkarz, trener i kierownik drużyny oldboyów
Na tę ligę w której grał był bardzo dobrym piłkarzem. Prawy obrońca, niezwykle dynamiczny, zadziorny, nieustępliwy. Potem wielokrotnie grywał z nami w oldboyach. Oddany klubowi jak mało kto, również w trudnych chwilach Polonii nie opuścił. Polonista z krwi i kości.
Stanisław Mróz, były napastnik i kierownik Polonii, wielki przyjaciel Wojciecha Krupy
Chciał, żeby jego ostatnia droga prowadziła przez Polonię. Takie było życzenie Wojtka, a ostatnią wolę wypada spełnić. Na pewno pójdę do WOSiR-u, żeby tę sprawę załatwić.
Graliśmy krótko w jednej drużynie, potem razem jeździliśmy na mecze oglądać Polonię, gadaliśmy o niej długie godziny. On bez Polonii nie mógł żyć. W ostatnim czasie, kiedy ciężko chorował woziłem go na mecze po wykańczających go zabiegach, w dni bez meczów przywoziłem go do „Czarnej Koszuli”. Nie był w stanie już przyjść na sparing z Avią Świdnik, opuścił także mecz z Łomiankami. Polonia ma mało takich ludzi.
Paweł Puchalski, właściciel „Czarnej Koszuli”
Odkąd prowadzę nasz lokal czyli od 2008 roku pan Wojtek był w nim prawie codziennie. Zamawiał herbatkę i ze Stasiem Mrozem dyskutowali o piłce, o Polonii. Strasznie się czasami kłócili, ale to byli dwaj wielcy przyjaciele z boiska. Człowiek wielkiego serca.