– Jeśeli proces odbudowy koszykarskiej Polonii będzie kontynuowany, chętnie w nim wezmę udział – to słowa Marka Popiołka, rozgrywającego koszykarskiej drużyny Polonii a zarazem kapitana zespołu Czarnych Koszul w sezonie 2013/14. Zapraszamy do lektury zapisu przeprowadzonej przed kilkoma dniami rozmowy!
Dlaczego koszykówka? Co sprawiło, że zdecydowałeś się na trenowanie właśnie tej dyscypliny sportu?
Mój pierwszy kontakt z koszykówką miał miejsce dawno temu, pierwsze mecze oglądałem w wieku ośmiu-dziewięciu lat. Mój tata był dużym fanem koszykówki, zabierał mnie na pierwsze mecze tej dyscypliny, które już w tej chwili ledwo pamiętam. Koszykówka mi się na tyle spodobała, że po tym jak pojechaliśmy na próbę na pierwszy trening koszykarski, który odbył się na hali przy ul. Zajączka – bo tam trenowała wówczas drużyna Polonii – zdecydowałem się, że chcę chodzić na wszystkie zajęcia.
W jaki sposób trafiłeś do Polonii?
Polonia była pierwszym naszym wyborem, widocznie tacie od zawsze najbliżej było do Polonii, i tak chyba przeszło to na mnie. Rozpocząłem treningi w wieku lat dziewięciu, dołączono mnie do drużyny rocznika 1986 trenowanej przez Adama Latosa. Poznałem wówczas takich zawodników jak Tomek Ochońko, czy Marcin Dutkiewicz, którzy później trafili do Ekstraklasy. Marcin zresztą cały czas jest w kadrze drużyny Czarnych Słupsk. Natomiast regularne treningi rozpocząłem od przyszłego roku szkolnego, znalazłem się w grupie rocznika 1987, której szkoleniowcem był Andrzej Kierlewicz.
Jak wspominasz swój pobyt w juniorskich zespołach Polonii?
Pamiętam przede wszystkim dużo zabawy, treningi służyły głównie temu, aby zachęcić dzieci do uprawiania tego sportu. Przychodziło nas sporo, dobrze się przy tym bawiliśmy, z wykorzystaniem takich śmiesznych gumowych piłki z napisem i numerem Granta Hilla. Tych piłek, dość kiepskich jakościowo, nie zapomnę do końca życia.
W Polonii grałem do 17 roku życia, nie licząc rocznego wypożyczenia do zespołu MKS MOS Ochota Warszawa. Trafiłem tam w wieku 12 lat. Wynikało to z tego, że na Polonii wciąż nie było drużyny właściwej dla rocznika, i wspólnie z trenerem uznaliśmy, że powinienem trochę pograć razem ze swoimi rówieśnikami. Do gimnazjum i liceum chodziłem na Konwiktorską, w związku z tym znaczna część młodzieńczych wspomnień związana jest z tym rejonem Warszawy.
Później trafiłeś do Polonii 2011.
Tak, przez sześć lat grałem w Polonii 2011 i stowarzyszonej z nią drużyną AZS-u Politechniki Warszawskiej. Bardzo dobrze wspominam ten czas, miałem możliwość pracy z bardzo dobrymi trenerami: Mladenem Starcevicem, Arkadiuszem Miłoszewskim, Michałem Spychałą, Arturem Gronkiem, którzy tworzyli dosyć zgrany sztab szkoleniowy. Przez drużynę przewijało się wielu młodych, dobrze rokujących zawodników, i wielu z nich także dziś gra na wysokim poziomie, nawet niektórzy, jak Mateusz Ponitka, pukają– może jeszcze nieśmiało – do bram Euroligi.
Czym różniły się metody treningowe Starcevica i asystentów od innych trenerów pracujących w Polsce? Polonię 2011 swego czasu bardzo chwalono za pracę z młodzieżą.
Nie było jakiegoś wielkiego sekretu w metodach treningowych trenera Starcevica. W dobie dostępu do internetu materiały szkoleniowe z całego świata są powszechnie dostępne, można również wyjechać na obozy, konferencje prowadzone przez najlepszych szkoleniowców europejskich, i tych pracujących w innych częściach kuli ziemskiej. Różnica polegała na sposobie wykonywania ćwiczeń, planowania całego procesu treningowego, oraz kontakcie z zawodnikami. W tych aspektach trener Starcevic był bardzo dobry. Mieliśmy również bardzo korzystne warunki do trenowania, zazwyczaj 2 razy dziennie udostępniano nam halę, co sprawiało, że trener miał dużo czasu aby skupić się na detalach, dzięki czemu większość jego podopiecznych poczyniło znaczące postępy. Aczkolwiek problemem był brak jednej bazy, trenowaliśmy na różnych obiektach, niestety, co wielu trenerów potwierdza, w Warszawie jest problem z infrastrukturą. Nasze zajęcia odbywały się na AWF-ie, Obozowej, Redutowej, również na mniejszej hali Torwaru, w zasadzie mogę powiedzieć, że zwiedziłem większość warszawskich hal na których można trenować koszykówkę.
Czemu Politechnika i Polonia 2011 upadły? Co sprawiło że ten projekt się nie powiódł?
Przypuszczam że na to się złożyło wiele przyczyn, o części z nich mogę nie mieć żadnego pojęcia, byłem tam zawodnikiem i na tym starałem się koncentrować. Myślę że decydujący był brak odpowiedniej infrastruktury, to że i Polonia 2011 i Politechnika musiały sobie szukać w Warszawie tego domu, co miało również przełożenie na koszta. W klubie pracowało stosunkowo mało osób, gdyż generalnie opieraliśmy się na kilku osobach, sztab szkoleniowy nie był tak bardzo rozbudowany, nie mieliśmy wielu drużyn młodzieżowych, co wynikało z takiej a nie innej koncepcji działania klubu. Przy braku wsparcia ze strony miasta i innych sponsorów nie było szans na to aby ten projekt mógł być kontynuowany.
Nie powiedziałbym jednak, że projekt się nie powiódł. Wielu graczy, którzy w nim uczestniczyło, dzisiaj z powodzeniem występuje na parkietach ekstraklasowych, co można uważać za olbrzymi sukces ich samych, jak i wszystkich osób zaangażowanych w to przedsięwzięcie.
Po grze w Politechnice trafiłeś do Hiszpanii, do Lucentum Alicante.
W tym klubie spędziłem pół roku, od grudnia 2012 do czerwca 2013. Byłem zawodnikiem rezerw występujących na czwartym poziomie rozgrywek. Pierwszy zespół grał w drugiej klasie rozgrywkowej, zresztą w zeszłym sezonie wywalczył awans do ekstraklasy. Miałem okazję czasem trenować z tą drużyną, , także miło wspominam ten okres, natomiast ja byłem zawodnikiem rezerw, które występowały na czwartym poziomie rozgrywkowym.
Na co zwróciłeś szczególną uwagę podczas tego pobytu? Jakie są najbardziej zauważalne różnice między koszykówką w Hiszpanii i w Polsce?
Główną różnicą jest to, jak wiele osób w Hiszpanii jest zaangażowanych w koszykówkę. Dotyczy to zarówno zainteresowania kibiców, jak i osób pracujących w klubach, bogatych w zespoły młodzieżowe. Dla mnie zaskoczeniem było to, jak wielu trenerów pracuje w Hiszpanii, w Alicante pierwszy trener, także w zespołach juniorskich, ma do swojej dyspozycji asystenta, dzięki czemu jest łatwiej szkolić zawodników, zwracać uwagę na szczegóły, chwalić za postępy, wytykać błędy. W Hiszpanii są bardziej rozbudowane rozgrywki młodzieżowe – w finałowej fazie turniejów o mistrzostwo kraju występują 32 drużyny, podczas gdy w Polsce w ostatnim etapie rywalizacji składa się z 8 zespołów.
Co myślisz o postulatach wprowadzenia centralnej ligi juniorów w Polsce?
Trochę o tym słyszałem, natomiast nie wydaje mi się, żeby był to pomysł realny na tę chwilę ze względu na to, że wiązałoby się to z dużymi kosztami. Jeżeli zespoły ekstraklasowe byłyby zmuszane do tego aby mieć zaplecze w postaci zespołów juniorskich rywalizujących w lidze centralnej, to wiązałoby się to z wieloma wyjazdami, także ze skierowaniem większej ilości środków finansowych na szkolenie, co pewnie byłoby dobrym pomysłem, natomiast jest to obecnie bardzo trudne do zrealizowania.
Jak w Hiszpanii rozbudowane było zaplecze? Czy dużo specjalistów pracuje w klubach?
W Lucentum Alicante pozytywnie zaskoczyło mnie, że we wszystkich grupach młodzieżowych był specjalista od przygotowania motorycznego, który czuwał nad tym jak młodzi zawodnicy nie tylko rozwijają się pod względem koszykarskim, ale także atletycznym. Wydzielone zostało tam kilka jednostek treningowych, pojawiło się miejsce zarówno na trening ogólnorozwojowy, jak i ćwiczenia nad motoryką i atletycznością, co niestety jest dość rzadkie. Również na poziomie seniorskim sztab szkoleniowy był rozbudowany, składał się z trenera, dwóch asystentów, fizjoterapeuty, specjalisty od przygotowania fizycznego lekarza.
A jak oceniasz różnicę poziomu sportowego, według ciebie której klasie rozgrywkowej w Polsce odpowiada czwarty poziom ligi hiszpańskiej?.
Pozytywnie zdziwiłem się tym, że w niższych ligach w Hiszpanii poziom rywalizacji, nawet w tej pozornie słabej czwartej lidze, jest stosunkowo wysoki. W każdej drużynie z którą przyszło nam rywalizować znajdowali się zawodnicy utalentowani, posiadający duże możliwości indywidualne. W niższych ligach hiszpańskich obecni są również obcokrajowcy. Wydaje mi się, że wspomniany czwarty poziom w Hiszpanii można porównać nawet do pierwszej ligi w Polsce [drugi poziom rozgrywek], albo czołówki drugiej ligi.
Prawdą jest, że Hiszpanii zajmowałeś się również trenowaniem drużyn młodzieżowych?
Tak, jak trafiłem do Lucentum to zasygnalizowałem włodarzom klubu że jestem zainteresowany także tym aby pracować także w inny sposób aniżeli tylko jako zawdodnik. I tam na szczęście były do tego możliwości. Zrobiłem podstawowy kurs trenerski, a także miałem możliwość pracy przez pół roku jako asystent zespołu kadetów. Bywało, że zastępowałem pierwszego szkoleniowca na treningach i meczach. Pracowałem też na jednym obozie szkoleniowym dla dzieci, także miałem dużo styczności z koszykówką jeżeli chodzi o stronę szkoleniową, i miałem pierwsze przetarcie jako trener.
Jak Lucentum Alicante wypada w skali całego kraju pod względem szkolenia młodych zawodników?
Na pewno trudno konkurować z takimi ośrodkami jak Barcelona, Real Madryt, CB Estudiantes – to marki uznane na całym świecie także jeśli chodzi o szkolenie młodzieży. Lucentum Alicante takich możliwości jak wspomniane kluby nie ma, natomiast szkol na poziomie bardzo przyzwoitym. W zeszłym roku Lucentum Alicante jako jedyny zespół z rejonu miał swoich przedstawicieli w mistrzostwach Hiszpanii w każdej grupie rozgrywkowej.
Którzy spośród rozpoznawalnych na świecie koszykarzy wychowali się w Lucentum Alicante?
Nie wiem, nie mogę powiedzieć którzy zawodnicy wychowywali się od dziecka, ale przewijało się przez ten zespół wielu dobrych zawodnikó, na przykład rozgrywający reprezentacji Hiszpanii Jose Calderon grał w Lucentuu, Alicante przez dwa lata, w wieku 18-19 lat, grywał tam również na początku swojej kariery profesjonalnej Pablo Prigioni [zawodnik New York Knicks].
Jak wygląda infrastruktura w Hiszpanii?
Wygląda to bardzo dobrze, zwykle także w mniejszych miejscowościach kluby dysponują dosyć ładnymi, wszechstronnymi obiektami służącymi do uprawiania sportu, które zrobiły na mnie duże wrażenie. W Lucentum Alicante również mieliśmy dosyć dobre warunki do trenowania. Klub korzystał z kilku obiektów, a pierwszy zespół grał na pięknej hali, na której odbywały się mecze mistrzostw Europy w 2007 roku. Wszystkie mecze na tych mistrzostwach właśnie w Alicante rozegrała reprezentacja Polski.
Jak dużym zainteresowaniem cieszyły się mecze lig hiszpańskich?
Jeżeli chodzi o rozgrywki ekstraklasy to jest bardzo duże zainteresowanie. Z tego co się orientuję to na rozgrywki zespołów ekstraklasowych na trybuny przychodziło 8, 10, a nawet 12 tysięcy widzów, i to we wszystkich miejscowościach – czy w Murcii, czy w Madrycie. Także koszykówka na najwyższym poziomie bardzo dobrze wygląda pod tym względem. Zaskoczyło mnie też to, jak dużo osób przychodzi na mecze zespołów juniorskich. Zaś jeśli chodzi o rozgrywki niższej kategorii też zwykle było dość dużo kibiców.
Co mógłbyś powiedzieć o dopingu kibiców hiszpańskich?
Nie był zbyt żywiołowy, raczej spokojniejszy niż ten w Polsce, pojawiało się mniej przyśpiewek, chóralnego skandowania. Fani na trybunach większą uwagę zwracali na to, co się dzieje na boisku. Objawiało się to w pojedynczych okrzykach, oklaskach. Ogółem atmosfera na meczach była dosyć dobra, aczkolwiek trochę inna niż ta która jest na halach w Polsce.
A w jakich okolicznościach zasiliłeś skład już drugoligowego już zespołu Polonii?
W poprzednim sezonie, od września do grudnia 2012 roku trenowałem na Polonii, dzięki czemu poznałem zawodników występujących wówczas w klubie. Mogłem również liczyć na przychylność trenera Kierlewicza, którego znam od wielu lat. I w zasadzie przed tym sezonem miałem dwie możliwości, które brałem poważnie pod uwagę: albo zostać w Hiszpanii i kontynuować tę przygodę, albo wrócić do Polski i spróbować swoich sił w Polonii, która otrzymała potwierdzenie gry w drugiej lidze. Gra w Polonii, w zespole którego jestem wychowankiem wydawała się bardzo ciekawą propozycją. Później okazało się, że oferta którą złożono mi w Hiszpanii nie do końca odpowiadała moim oczekiwaniom. To sprawiło, że ostatecznie zdecydowałem się na powrót do Polonii
Co można spodziewać się w tym sezonie po zespole którego jesteś kapitanem? Czy macie wyznaczone cele sportowe na najbliższy rok?
Nie mamy jakiegoś konkretnie założonego celu jeśli chodzi o miejsce w tabeli które byśmy chcieli osiągnąć. Myślę, że po kilku kolejkach będziemy mądrzejsi, kiedy zobaczymy jaki jest poziom całej ligi. Na pewno chcemy się utrzymać w tej drugiej lidze, która stanowi dobry poligon doświadczalny dla młodych zawodników którzy występować będą za kilka miesięcy w mistrzostwach Polski juniorów starszych. Uzyskanie dobrego rezultatu w mistrzostwach Polski U-20 jest dla Polonii nadrzędnym celem. Tak więc zobaczymy, które miejsce zajmiemy na koniec sezonu, zależy to od poziomu ligi i naszej pracy. Tak się ułożyło, że w naszej grupie znajduje się dużo zespołów opartych, podobnie jak Polonia, na juniorach. Rywaliacja z takimi zespołami jak Basket Suchy Las, rezerwy Trefla Sopot, SMS PZKosz Władysławowo będą niezwykle ciekawe dla graczy naszego zespołu. Dzięki temu regularnie mają możliwość mierzenia się z drużynami składającymi się z najbardziej utalentowanych młodych zawodników w Polsce.
A jakie zespoły wydają się najlepsze w lidze? Czy to Legia Warszawa i SKM Nowy Sól?
Czytałem, że typuje się Legię Warszawa jako jednego z największych faworytów do awansu. Widziałem również skład zespołu z Nowej Soli – mają czterech-pięciu zawodników ogranych na poziomie nawet nie II ligi, ale I ligi i Ekstraklasy, więc powinien być to mocny zespół. W pierwszej kolejce przekonywująco wygrała drużyna MKS Kalisz co zdaje się dobrze o nim świadczyć, choć sam nie znam tego zespołu, wiem że koledzy z Polonii grali z nimi poprzednim sezonie w eliminacjach do II ligi. Trudno powiedzieć, kto zwycięży ostatecznie w lidze, niewykluczone, że pojawi się jakiś czarny koń rozgrywek. Generalnie liga zdaje się być wyrównana i przez to ciekawa.
A jakie są Twoje plany długo falowe? Czy jest w nich miejsce dla Polonii?
Sam chciałbym to wiedzieć, w tej chwili jeszcze na Polonii jest taka sytuacja, w której trudno jest planować z wyprzedzeniem na rok-dwa-trzy lata, tak więc być może ten stan jeszcze troszeczkę potrwa. Myślę natomiast, że samo uczestnictwo w rozgrywkach drugoligowych jest już pierwszym pozytywnym sygnałem, pokazującym, że Polonia, klub z bogatą tradycją, bogatą przeszłością, zrobiła pierwszy krok do odbudowy klubu. Jeżeli proces ten będzie kontynuowany, to ja chętnie bym w tym uczestniczył, to jest taka rzecz która mi się marzy, aby Polonię znów wprowadzić na należne jej miejsce, aby grała w Ekstraklasie, aby młodzieżowe drużyny dobrze się prezentowały w całej Polsce. Jeżeli by istniała taka możliwość to bardzo bym chciał w tym uczestniczyć, ale jak będzie to myślę że wszyscy chcieli by to wiedzieć, miejmy nadzieję że niedługo to się wyjaśni.
A czym jest dla Ciebie Polonia?
To jest na pewno najważniejszy dla mnie klub, do którego czuję największy sentyment. I to nie tylko do zespołu koszykarskiego, ale również sympatyzuję z Polonią na wszystkich płaszczyznach. Lubię siedzieć w Czarnej Koszuli, przychodzić na mecze piłkarzy i ich dopingować. Na pewno Polonia zajmuje ważne miejsce w moim życiu. Cała moja rodzina kibicuje Polonii, jest w pewien sposób związana z klubem.
Co chciałbyś przekazać kibicom, jak byś chciał ich zachęcić do przyjścia na mecz? Jak dużą rolę odgrywają dla Was fani zespołu?
Wielu moich kolegów z drużyny było i tak zaskoczonych przyjściem tak licznej grupy osób na nasz pierwszy mecz, wiem, że wielu było pod dużym wrażeniem tej atmosfery panującej na hali. Oczywiście może być tak, że przyjdzie jeszcze więcej osób, i mam nadzieję, że to będzie szło w tę stronę, że zainteresowanie coraz będzie większe z meczu na mecz i że hala będzie się wypełniać. Kibice w koszykówce mogą być szóstym zawodnikiem, podobnie jak w piłce nożnej są dwunastym. I jest to tylko oklepane powiedzenie – to prawda, ze wsparciem kibiców gra się łatwiej, mam nadzieję dzielić sukcesy z naszymi kibicami.
Jak na Was wpływa aktywny doping dla Polonii?
Myślę że jest to coś szczególnego i trudnego do wytłumaczenia zarazem. Gdy łapiemy wiatr w żagle na boisku, jeżeli czujemy, że sprawy układają się po naszej myśli i do tego słyszymy reakcję publiczności, która nas wspiera i stoi mocno za nami, to stajemy się jeszcze bardziej uskrzydleni, zmotywowani, zwiększa się poziom adrenaliny, gra staje się czystą przyjemnością.